Ulicę Legionów kochałam od zawsze. Ileś lat temu jeździłam do pracy dłuższą trasą – tylko po to, bym mogła podziwiać z okien tramwaju uroki historycznego warkocza Łodzi. Przeprowadziłam się na swoją ukochaną ulicę w 2012 roku, ale nie dlatego, że koniecznie chciałam mieć tu swój adres zamieszkania – spodobało nam się lokum. Nie da się go porównać do czegokolwiek, co jest mieszkaniem w bloku z wielkiej płyty. Oczywiście wszystko jest kwestią gustu, bo doskonale wiem, że są osoby, którym nasze poddasze wcale się nie podoba (bo nie musi).

Niestety, okolica wyglądała wówczas jak po II wojnie światowej i moja Świętej Pamięci Mamusia z przerażeniem w oczach wydusiła z siebie: “O kurwa, gdzieś ty mieszkanie kupiła!”. No ale ona rasową wielbicielką bloczków była i nie pojmowała trendu przenoszenia się na Stare Polesie. Bo w tamtych latach masa blokersów właśnie na to osiedle się przeprowadziła. Zdecydowana większość miała dość wielkiej płyty – pytanie: czy słusznie?
Podaruj 1% dla Domu Kultury Niezależnej w Łodzi - KRS 0000543423

Opuściwszy blokowisko zlokalizowane na Dąbrowie, cieszyłam się z nowej lokalizacji – wszędzie blisko, wszystko pod ręką. W pobliżu Manufaktura i prestiżowy hotel – wierzyłam, że zmiany w estetyce otoczenia będą, a i sama napisałam petycję związaną z remontem ulicy Legionów. W zasadzie moje starania remontowe zostały zmiażdżone przez urzędników, którzy nagle wymyślili rewitalizację. Dzisiaj mamy końcówkę 2021 roku, a na ulicy (chodzi o nawierzchnię) nie widać rewitalizacyjnego chłopa z łopatą. Owszem, coś się ruszyło z miejskimi kamienicami, ale to i tak jest kropla w morzu potrzeb. Robi się też piękne przebicie do Manufaktury w sąsiedztwie Teatru Powszechnego.
Jako społecznikom udało nam się wygrać w Budżecie Obywatelskim dla Miasta Łodzi do realizacji plac zabaw przy ulicy Legionów. W kolejnej edycji udało się zrealizować na tym terenie “Tajemniczy Ogród” i inicjatywy lokalne, które polegały na nasadzeniu brakującej roślinności. Niestety miejscówka stała się punktem spotkań osób, które nie szanują pracy społeczników. Bo chociaż to inwestycja Urzędu Miasta Łodzi, to bez pomysłu społeczników i ogromnego wysiłku związanego z pozyskiwaniem głosów na wnioski, to dzisiaj w tym miejscu najprawdopodobniej by był parking lub jakiś kolejny supermarket. Może to i nie byłoby takie złe, ale wówczas by wycięto ostatnie drzewa.

Dzisiaj zwracanie uwagi wandalom mija się z jakimkolwiek sensem. Można usłyszeć same wulgaryzmy lub nawet narazić się na niebezpieczeństwo. Ale poza tego typu wybrykami jest tu spokojnie (wierzcie mi, więcej niebezpiecznych sytuacji jest na innych osiedlach). Ludzie się znają, zwłaszcza sąsiedzi – nie ma tutaj takiej znieczulicy, co oznacza, że ludzie reagują, jak cokolwiek złego się dzieje.

Nadal kocham ulicę Legionów, chociaż do szału doprowadza mnie przeciągająca się sprawa rewitalizacji, za mało zieleni, wycinki okolicznych drzew pod inwestycje, chodniki nadające się wyłącznie dla osób potrafiących przemieszczać się na latających dywanach. Do staczy w bramach już się przyzwyczaiłam, bo to lokalna elita – pełna kulturka! Nadchodzą zmiany, ale one toczą się w tym kierunku w tempie ślimaczym. Ulica nadal wygląda jak po II wojnie światowej, a ceny mieszkań są tu zabójcze. Najem kwitnie – można powiedzieć, że jest to ulica wielonarodowa. Ulubienica filmowców wciąż ma przepiękne oblicze – szkoda tylko, że pudru zabrakło. Ja tu jednak zostaję. Tylko i wyłącznie z uwagi na klimat twórczy .
