Teleplatforma Pierwszego Kontaktu, która działa w ramach NFZ, to rozwiązanie, które teoretycznie może pomóc pacjentom, którzy potrzebują pomocy lekarskiej po godzinach pracy POZ. Sama idea stworzenia takiej usługi wydaje się być dobra (zwłaszcza w epoce COVID-19), ale przekonałam się jak TPK działa w praktyce, gdy w nocy nagle pogorszył się mój stan zdrowia.
Osobiste doświadczenie z Teleplatformą Pierwszego Kontaktu
Któregoś wieczoru poczułam się fatalnie. Nie jestem osobą, która z byle powodu biega do lekarza czy korzysta z teleporady medycznej. Niestety, skoczyło mi ciśnienie i nie byłam w stanie go samodzielnie obniżyć lekiem na receptę, który mam w domu. Zdenerwowanie z powodu skoku ciśnienia jeszcze bardziej zwiększało mi ciśnienie. Zadzwoniłam więc na TPK z nadzieją, że dostanę e-receptę na lek, który pomoże mi w takiej sytuacji. Nie czekałam długo na połączenie. Przy czym telefon odebrała pielęgniarka, która zadawała mnóstwo pytań – to ona decydowała, czy przełączy mnie do lekarza dyżurnego. Pielęgniarka sugerowała mi udanie się do placówki medycznej, która udziela pomocy medycznej w nocy – zaczęła wyszukiwać przychodni, zaproponowała mi Aleksandrów Łódzki (a mieszkam w Łodzi). Powiedziałam pielęgniarce, że w razie konieczności sama sobie znajdę placówkę – niech już tylko przełączy mnie do lekarza, bo ja na serio źle się czuję, a ta rozmowa to tylko strata czasu. Pani przekierowała rozmowę do lekarza, który od razu powiedział, że mi nie pomoże, bo przez telefon nie wie, czy na bazie moich objawów nie ma zagrożenia życia, co jeszcze bardziej mi zwiększyło ciśnienie, bo się po prostu wystraszyłam. Tak więc z pomocy medycznej w ogóle nie skorzystałam, za to otrzymałam potężną dawkę strachu, dotyczącą owego stanu zagrożenia życia.
Podaruj 1% dla Domu Kultury Niezależnej w Łodzi - KRS 0000543423

Gdy Teleplatforma Pierwszego Kontaktu odsyła na nocną pomoc
Samodzielnie zeszłam z trzeciego piętra po schodach na parking (no, nie umarłam po drodze!) – zawieziono mnie do najbliższej placówki, która przyjmuje pacjentów w nocy. W przychodni była jedynie pielęgniarka i lekarz – zero pacjentów. Dosłownie: ani jednego pacjenta! Ale tutaj zaczęła się przemowa w postaci, że jestem nie z tego rejonu, a przecież rejonizacja jest po to, by w przychodni w nocy nie było tłumu pacjentów (tu lekarz dyżurujący ręką wskazał mi na niewidzialny tłum pacjentów). Obruszona tym, że ktoś robi mi tak wielką łaskę, odpowiedziałam że w takim razie skoro odmawiają mi pomocy, to pojadę na rejon. Lekarz zmierzył wzorkiem wyimaginowany tłum w przychodni i powiedział, że skoro już to jestem, to mnie przyjmie. Chociaż był to wyjątkowej rasy niemilec, to udzielił mi pomocy skutecznie (przepisał dobry lek na takie stany związane ze skokami ciśnienia. Lek użyłam raz).
Nie było zagrożenia życia
Muszę powiedzieć, że moja sytuacja ze skokiem ciśnienia miała charakter jednorazowy i sama nie wiem, z czego wynikała (stres, nerwy, a może pogoda?). Po wyjściu od lekarza udaliśmy się jeszcze do apteki. Samodzielnie i bez jakiegokolwiek problemu weszłam po schodach na trzecie piętro. Osobiście twierdzę, że Platforma Pierwszego Kontaktu to być może szybki i darmowy sposób na uzyskanie e-recepty gdy nagle skończą się leki, ale przy poważniejszym zachorowaniu to raczej ten system się nie sprawdzi. Dlatego też jeśli ktoś źle się czuje w ciągu dnia, to niech nie zostawia się bez tradycyjnej pomocy lekarskiej z POZ z nadzieją, że nocna teleporada medyczna coś pomoże. Lekarz przez telefon nie zbada pacjenta. Chociaż POZ też stosuje teleporady, to jednak lekarz w godzinach pracy przychodni może zdecydować, że wizyta osobista w POZ jest konieczna. Poszukiwanie pomocy medycznej w nocy w czasie epidemii koronawirusa nie jest zadaniem łatwym, zwłaszcza teraz, gdy szaleje IV fala. i służba zdrowia jest przeciążona. Alternatywą dla takich sytuacji są prywatne pakiety medyczne lub odpłatne korzystanie z pomocy lekarskiej przez internet (niektóre firmy współpracują nawet z NFZ, gdzie można zapisać się do lekarza pierwszego kontaktu).